Przejdź do treści

Boisz się, że mówiąc po angielsku „stracisz twarz” jak Chińczyk?

W 2018 roku, krótko przed pandemią, pracowałam przez 3 miesiące jako wykładowca języka angielskiego na uniwersytecie w chińskim 10 milionowym mieście Zhenghzou. Poznałam tam młodzież przede wszystkim z Chin – to byli moi studenci, ale oprócz chińskich studentów na uniwersytecie była też spora grupa international students – byli to ludzie pochodzący z Mongolii, z Indii, z Tajlandii, ale też studenci z Afryki.

W tym artykule chciałabym napisać o tym, jak to chińscy studenci, Chińczycy konkretnie, boją się mówić po angielsku. W ich postawie widzę szereg podobieństw do tego, jak zachowują się Polacy.

Zacznę od faktu, że Chińczycy osiągają bardzo dobre wyniki w testach pisemnych z języka angielskiego. Znają dobrze gramatykę, znają na pamięć dużo słownictwa i przez to doskonale wypadają we wszelkich testach na papierze. Jednak co jest ich problemem, to jest słaba komunikacja, strach przez odezwaniem się. Z trudem przychodzi im branie udziału w rozmowie po angielsku.

Co się okazało? Podczas wielu rozmów, na zajęciach, ale też w bardziej luźnych warunkach, bo spotykaliśmy się też poza zajęciami, np. na lunchu w stołówce, młodzi Chińczycy podkreślali, że oni dlatego boją się odzywać po angielsku, bo się boją, że, tu cytat: „stracą twarz”. Po angielsku mówili, że I’m afraid I will lose my face. Dopytywałam, o co chodzi z tą utratą twarzy, czy można stracić twarz, mówiąc po angielsku? Chińczycy wytłumaczyli mi, że w ich kulturze jest coś takiego, że kiedy zaczną mówić w obcym języku, ale im coś „nie pójdzie” i ktoś usłyszy, że przekręcili jakieś słówka albo popełnili błędy gramatyczne, to dla nich jest to jak utrata twarzy. Jest to dla nich wstyd, że pokazują jakąś umiejętność, ale ich ktoś przyłapał na błędach. Według nich, oni w takiej sytuacji tracą twarz i stają się pośmiewiskiem.

Oczywiście, Chińczycy dokładają wszelkich starań, aby nie stracić twarzy, więc kiedy przychodzi to rozmowy po angielsku, robią to niechętnie.

I tu zauważam analogię do Polaków. My tu w Polsce może nie używamy sformułowania „stracić twarz”, ale u nas za to wiele osób używa pojęcia „blokada”. Zastanawiałam się często, skąd między naszymi narodami takie podobieństwo. Mam tu sporo takich socjologicznych przemyśleń (bo jestem też z wykształcenia socjologiem, stąd pasja do takich tematów również:), mianowicie być może komunistyczna przeszłość naszych narodów się do tego przyczynia. Chiny są co do ram i nazwy dalej państwem komunistycznym, jednak de facto jest to kraj w tej chwili już na wskroś kapitalistyczny. Ale ogólnie – być może podobne doświadczenia z komuną, potem z wychodzeniem z biedy, nierówności społeczne i tak dalej przyczyniają się do nadmiernej rywalizacji w dostępie do dóbr, ludzie próbują się „eliminować” z rywalizacji za pomocą różnych środków, a taka krytyka, naśmiewanie się na pewno jest skuteczną bronią przeciwko drugiemu człowiekowi.

Jednak mniejsza o przyczyny, nas interesuje efekt, czyli nadmierny strach przed odezwaniem się w języku obcym. Ma on wiele źródeł. Najważniejsza przyczyna to świadomość, że jak się odezwiemy po angielsku i popełnimy błędy, to inny Polak nie zostawi na nas suchej nitki. Czyż nie jest tak?

Jeśli umiesz gramatykę, znasz fajnie słownictwo, a Twoim problemem jest tylko strach sam w sobie, to zostaje Ci tylko po prostu wyjść ze strefy komfortu. Pokonać ten lęk i zacząć mówić. Tak po prostu. Jeśli już uświadomiłeś sobie, że jest coś takiego, jak krytyka otoczenia, to żadna technika, żadna metoda, żadna szkoła językowa, nie sprawi, że poczujesz się inaczej. Nonsensem są blokady, utrata twarzy. Nie ma blokady, twarzy też nie stracisz. Możesz tylko zyskać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *